Motocykl nie był dla mnie łaskawy, jak już pisałem nie zdążyłem dojechać do domu a już były z nim problemy, właściwie to nie bardzo dało się nim jeździć bo brakowało mu ładowania...
Zacząłem więc szukać przyczyny, w gąszczu skotłowanych kabli szybko zorientowałem się że poprzedni właściciel dobrze wiedział o problemach, nie wiele takich instalacji widziałem ale stosowanie domowych bezpieczników do 220V nie jest chyba standardową praktyką w motocyklach.
Tak czy inaczej motocykl od początku miał stanowić bazę dla czegoś ważnego, podwaliny moich marzeń, cokół dla pomnika moich pierwszych 30 lat na ziemi. Wiem że brzmi to dumnie, może trochę śmiesznie, ale w moich oczach tak to właśnie wygląda. Mówi się ze mężczyzna powinien, zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna, dla mnie na tej liście brakuje: "posiąść motocykl marzeń".
Podczas rozkręcania suzuki okazało się że przewody były źle oznaczone, a co za tym idzie ktoś je błędnie podłączył, nie jestem specem ale brązowe powinno iść do brązowego, ha...
Minęły dwa lata od czasu gdy przywiozłem motocykl do domu, ponad rok od kiedy ostatnio był odpalony, czas by tchnąć w niego nowe życie...
Stan motocykla na dziś:
- zdjęte blachy, plastiki i siedzenie
- przygotowane zębatki, linki, klamki, uszczelka pod pokrywę zaworów
- cieknąca prawa frontowa część pokrywy zaworów
- przetarta prawa rura wydechowa, tłumiki oba nadają się jedynie na złom
- złamana podstawa siedzenia
- problemy z ładowaniem
- wszystko brudne i zaśniedziałe
Pierwsze kroki:
1. rozebrać motocykl na kawałki
2. rama i koła do piaskowania i malowania na czarny mat
3. budowa nowego fotela, trwa poszukiwanie materiałów
4. ??? zobaczymy